Jak łatwo i przyjemnie podzielić majątek po rozwodzie?

Jedną z trudniejszych kategorii spraw sądowych, są sprawy o podział majątku wspólnego po rozwodzie.

Problematyczność ta, wynika z wielu względów. Największą bolączką, bywa przewlekłość postępowania i jego znaczne koszty. Stosunkowo niska opłata sądowa za złożenie wniosku (1.000 PLN), to zazwyczaj kropla w morzu potrzeb, które ujawnią się w toku sprawy. Ponadto im dłużej ona trwa i im więcej majątku strony dzielą z pomocą sądu – tym więcej środków trzeba będzie przeznaczyć na biegłych, tj. sporządzone przez nich wyceny, opinie i projekty podziałów.

Poziom komplikacji tych spraw, wynika także z ich potencjalnej wielowątkowości.

Regułą jest podział majątku wspólnego wedle zasady fifty – fifty. Każda ze stron, może jednak złożyć wniosek o tzw. ustalenie nierównych udziałów. Jeżeli istnieją szczególne okoliczności, a małżonkowie w nierównym stopniu przyczynili się do powstania majątku wspólnego, sąd może ustalić inną proporcję podziału majątku. Uzyskanie tego rozstrzygnięcia jest trudne i należy do rzadkości. Wniosek ów, znajduje powodzenie z reguły jedynie w przypadku występowania oczywistych patologii. Jego złożenie, i związana z nim konieczność przeprowadzenia postępowania dowodowego (przesłuchania świadków), z reguły wydłuża sprawę o ~rok.

Często, występują trudności z ustaleniem składu majątku wspólnego. Bywa, że jeden z małżonków twierdzi, mniej lub bardziej słusznie, że dana rzecz została kupiona np. przed małżeństwem, lub z pieniędzy otrzymanych w darowiźnie. Innym razem podnosi, że ów przedmiot został zbyty w trakcie trwania małżeństwa, lub w ogóle nigdy nie został przez strony zakupiony. Zdarzają się i takie sytuacje, że majątek został ukryty, roztrwoniony, lub przeznaczony na spłatę prywatnych długów. Samodzielne dojście do prawdy i wykazanie w/w zdarzeń bywa szczególnie utrudnione. Zwłaszcza z uwagi na częsty brak jednoznacznych dowodów z dokumentów, sprzeczne zeznania świadków i skomplikowany stan prawny tego rodzaju zagadnień.

W niektórych sprawach, małżonkowie decydują się na podział jednie istotniejszych, bardziej wartościowych aktywów. Innym razem, domagają się totalnego rozliczenia, obejmującego każdy nabyty drobiazg. Poza tym, że znacząco wydłuża to postępowanie, bywa, że małżonek jest rozczarowany niską wyceną danego przedmiotu i jednocześnie zaskoczony wysokim rachunkiem od rzeczoznawcy.

Naturalnym jest, że strony sprzeczają się odnośnie wartości danej rzeczy. Ten kto chce ją otrzymać w naturze, uważa, że wartość ta jest symboliczna. Druga strona z reguły twierdzi odmiennie, że dana rzecz jest bezcenna. Wartość rynkową ustali biegły sądowy (sąd nie posiada bowiem własnych wiadomości specjalnych w tym przedmiocie). Oczywiście taka wycena kosztuje. Strona niezadowolona z opinii, może wnieść do niej zarzuty, lub zawnioskować o innego biegłego. Co bowiem istotne, skuteczne zakwestionowanie danej wyceny, zazwyczaj wymaga sporządzenia alternatywnej opinii. Rodzi to kolejne koszty i wpływa na długość sprawy. Co istotne, taka wycena jest ważna rok. Po tym czasie, biegły może ją raz zaktualizować (co kosztuje nieco mniej niż zupełnie nowa wycena), a po kolejnym roku opinia ta trafia do kosza.

Kwestią sporną, bywa także sposób podziału majątku wspólnego. Rzadko kiedy, daną rzecz da się fizycznie podzielić. Sąd może wówczas albo przyznać ją w naturze jednemu z małżonków (z obowiązkiem spłaty drugiego), lub zarządzić jej sprzedaż i podział tak uzyskanej (czasem symbolicznej po odliczeniu kosztów licytacji) sumy. Spory na tym tle, często prowadzą do wieloletnich batalii, zwłaszcza gdy w toku postępowania strona co jakiś czas zmienia swe stanowisko.

W ramach tej kategorii spraw, można nadto rozliczać tzw. nakłady (zarówno czynione z majątku osobistego na majątek wspólny, jak i z majątku wspólnego na majątek osobisty) i pożytki (np. po rozwodzie były małżonek wynajmuje wspólne mieszkanie i nie dzieli się czynszem). Rozliczanie budowy lub generalnego remontu domu jednego małżonka, sfinansowanego z majątku wspólnego – oczywiście ma sens. Często jednak, strony domagają się rozliczenia drobiazgów, poczynionych wieki temu, a obecnie nie wartych absolutnie nic. Przedłuża to sprawę o kolejne miesiące.

W ramach sprawy o podział majątku, dopuszczalne są także m.in. spory o posiadanie danej rzeczy.

Reasumując powyższe – sprawy o podział majątku są zazwyczaj wielowątkowe i wielopłaszczyznowe.

Jak zatem łatwo i przyjemnie podzielić majątek po rozwodzie?

Oczywiście jest to tytuł zwodniczy. Podział ów na pewno nie będzie dla stron łatwy i przyjemny. Może natomiast być mniej stresujący, angażujący mniej czasu i pieniędzy.

Pierwsza możliwość jest taka, że należy zainwestować w prawniczą literaturę, poświęconą stricte sprawom o podział majątku wspólnego. A dlaczego? Po to by wiedzieć, jakie wnioski formalne i dowodowe należy powołać. Dlaczego tak? Dlatego, że nie powołanie właściwych, lub powołanie ich w sposób błędny, stanowią jedne z istotniejszych przyczyn przewłoki postępowania. Powzięcie nadto praktycznej wiedzy o tego rodzaju sprawach, pozwoli zrewidować także i własne stanowisko procesowe, i skłonić do jego modyfikacji (np. zrezygnowanie z roszczenia o rozliczenie i tak przedawnionych nakładów, zaoszczędzi rok prowadzenia sprawy). Alternatywnie można zatrudnić fachowca, który pomoże przebrnąć przez proces sądowy.

Druga, i lepsza możliwość jest taka, że każda ze stron nieco ustąpi ze swych roszczeń. Jest to wykonalne jedynie przy całkowitym wyłączeniu emocjonalnego nastawienia do sprawy. Nie ma oczywiście złotej recepty na sukces czy ugodę. By jednak przybliżyć szanse jej powodzenia, często sugeruję stronom najprostsze rozwiązanie: skoro obydwoje kłócicie się o np.: dom, samochód albo cukierniczkę, to na litość boską ustalcie, który z was za tą rzecz zapłaci więcej, niech ją sobie weźmie, i zadeklarowaną kwotę zapłaci drugiej stronie! Czyniąc taką licytację po kolei odnośnie wszystkich rzeczy objętych współwłasnością, często okazuje się, że coś o co strony na sali rozpraw rozdzierały szaty, w rzeczywistości nie jest dla nich aż tak istotne. Ten sposób podziału nie jest oczywiście pozbawiony wad. W ten sposób nie da się bowiem prosto wyliczyć np. wartości poczynionych nakładów (a regułą jest, że strona niezadowolona z wyceny, będzie ją uparcie kwestionować do oporu). Problemy zaczynają się także wówczas, gdy żaden z małżonków nie chce otrzymać danej rzeczy, a strony nie potrafią uzgodnić ceny minimalnej za jaką godzą się daną rzecz zbyć osobie trzeciej. Ugoda wisi także na włosku, gdy obydwie strony kategorycznie z zasady nie chcą się zgodzić by dana rzecz przypadła drugiej. Skuteczność tejże metody zależy zatem od tego, czy małżonkowie w ogóle są w stanie dojść do porozumienia w jakiejkolwiek sprawie i w miarę normalnie ze sobą rozmawiać.

Trzeci wariant, który często sprawdza się w praktyce, to „wykorzystanie elementu dziecka”. Oczywiście przy założeniu, że strony takowe posiadają. Często strony nie godzą się na ugodę, lub uproszczenie procesu (np. poprzez zgodny podział części majątku – co przyśpieszy sprawę i ograniczy koszty) z przyczyn ambicjonalnych. Nie chcą bowiem, by drugi małżonek otrzymał daną rzecz. I to bez względu na to, ile jest ona warta, i czy cokolwiek jest warta. Nie godzą się też na przyznanie tej rzeczy dla siebie z obowiązkiem spłaty. Bardzo często jest tak, że ową kością niezgody jest tylko jeden z wielu składników majątku, bez którego strony z pomocą sądu i pełnomocników potrafiłyby uzgodnić porozumienie. Usztywnienie stanowisk procesowych stron, zawsze prowadzi do tego, że sprawa wydłuży się i to znacznie. Efektem takiej postawy często bywa to, że sąd zarządzi komorniczą sprzedaż danego przedmiotu (z czego strony do podziału uzyskają ~1/2 jej rynkowej wartości). Okoliczność ta, bynajmniej nie przekona osoby o wyżej opisanym, a krewkim temperamencie. Argumentu typu „jeśli ja nie dostanę to nikt nie dostanie”, nie da się bowiem obalić logiką czy zdrowym rozsądkiem. Na taki tok rozumowania, potencjalnie mogą natomiast wpłynąć ambicje i emocje. Rozwiązaniem typu wilk syty i owca cała, bywa bowiem nieodpłatne przekazanie owej kości niezgody na rzecz osoby trzeciej (najczęściej dziecka).

Z praktyki obserwuję, że o ile w początkowym okresie sprawy o podział majątku wspólnego strony częstokroć z zasady nie są zainteresowane ugodą, to proporcjonalnie do zmarnowanego czasu, rewidują możliwość i wolę jej zawarcia.

Plusem takiej formy rozwiązania sporu jest także to, że istnieje mniejsze ryzyko niewykonania poczynionych uzgodnień. Rozstrzygnięcia sądu, bywają bowiem kwestionowane, zarówno w formie apelacji (co znowu wydłuża sprawę), jak i poprzez czynności faktyczne (sąd przyznał ci wazon? ups, wczoraj się przypadkiem rozbił…).

Zapraszam do komentowania i dzielenia się własnymi spostrzeżeniami na temat spraw o podział majątku i odnośnie problemów, które ujawniły się w ich toku.